Cóż mogę napisać? …Marzenia ziściły się… Mogielica jest moją ulubioną górą (pewnie i tak się domyślacie po ostatnich wpisach:) i od dwóch lat wymarzyło mi się, że to tam sfotografuje swój najpiękniejszy zimowy wschód słońca. Miesiąc temu (7 stycznia) spotkały mnie tam jedne z bardziej dramatycznych warunków, gdzie niebo płonęło na całym horyzoncie, a wiatr chciał mnie zdmuchnąć z wieży widokowej. Jednak z uwagi na brak morza chmur lub mgieł miałem ciągły niedosyt. 12 lutego od rana w górach było piękne słońce i całe Beskidy pokrywała warstwa niskich chmur. Z kamer na Kasprowym Wierchu wystawały tylko Babia Góra i Pilsko, ale prognozy dawały nadzieje, że chmury jeszcze bardziej się obniżą i będzie szansa na poranne widoki nie tylko z tych dwóch szczytów. Wiadome było jedno – w górach jest mnóstwo świeżego śniegu i po pierwsze sama wędrówka w górę może być bardzo trudna, a po drugie gdy szlak będzie nieprzetarty bardzo łatwo się zgubić, nawet na znanym wcześniej szlaku, o czym kilka razy się przekonałem i jak się okazało znów doświadczę:) Szukałem na mapie i w myślach różnych szczytów, jednak chcąc – nie chcąc za każdym razem palec zatrzymywał się na jednym – Mogielica 1170 m. Stwierdziłem, że niby tam byłem miesiąc temu, ale właśnie teraz jest szansa na wymarzone warunki… Po południu zadzwonił kolega Michał, który zapytał co robię wieczorem, po usłyszeniu moich planów, zaproponował wspólną wyprawę i nocleg na szczycie… Zbliżał się wieczór, chmury pomału zaczęły się obniżać…
Przed godziną 20 stawiliśmy się na Przełęczy Chyszówki, by po chwili ruszyć na szlak. W świetle czołówki wszystko niesamowicie błyszczało – okazało się, że każda gałązka pokryta jest kilkucentymetrową warstwą lodu… Gdy wszędzie leży ponad pół metra śniegu, a drzewa uginają się pod jego ciężarem i jest ciemno to generalnie bardzo łatwo się zgubić. Tak było tym razem:) Ledwie po 5 minutach wchodzimy w nie tą ścieżkę co trzeba. Nasza nieuwaga nagrodziła nas ponad 30 minutowym błądzeniem:) Przez pola na szczęście przejechały skutery i szło się w miarę szybko, potem jednak brnęliśmy przez zaspy więc łatwo nie było. W lesie zauważyłem że w końcu weszliśmy w chmurę, tylko cały czas zastanawiałem się jak gruba jest to warstwa… czy szczyt wystaje ponad nimi?
Sprawne torowanie zaprowadziło nas na Polanę Wiśniakówka, skąd na szczyt nie jest już tak daleko. Nagle słyszę głos Michała – Patrz, gwiazdy!!! Zgasiłem czołówkę. Rzeczywiście nad nami było kilka majaczących światełek. Na około nas była czarna ściana kotłującej się masy… To chmury, które rozerwały się na polanie pozwalając dostrzec m.in Jowisza. Wiedziałem już, że będzie dobrze! Poranek zapowiada się doskonale, a tymczasem około 22 znaleźliśmy się na szczycie.
Było zimno… -5 lub -10 mogło być przynajmniej. Rozbiliśmy namiot, przygotowaliśmy ciepłą kolacje, o północy zaczął wschodzić księżyc. Cały czas jednak przez szczyt przetaczały się chmury, raz po raz zakrywając go zupełnie. Stabilnej pogody nie było przez ani jedną minutę. Po 1 w nocy wszedłem na wieżę by spróbować zrobić zdjęcie lodowatemu krajobrazowi. Łatwo nie było – gdy krajobraz się wyczyścił i wciskałem spust migawki, po chwili mgła zasłaniała widok i tak w kółko:) O 2 w nocy położyłem się spać w zimnym i już oszronionym namiocie…
Budzik – 5 rano – Znów idę na wieżę. Wiedziałem bowiem, że księżyc przesunął się na południe i powinny być widoczne Tatry – nie myliłem się:) Jednak chmury były jeszcze bardziej złośliwe niż wcześniej i do tego wzmógł się wiatr. W totalnie hardcorowych warunkach udało się jednak zatrzymać czar tamtej chwili (zdjęcie numer 2). Potem jeszcze chwila drzemki i kilka minut po 6 znów wygramoliłem się na szczyt wieży… Tym razem spędzając tam blisko 2 godziny:) Widoków nie będę opisywał, niech zdjęcia powiedzą same za siebie… tym razem chmury obniżyły się do odpowiedniego pułapu pozwalając na podziwianie niesamowitego krajobrazu. Szybko zauważyłem, że góry jakie widzę to jedynie część Gorców (bez Lubania), Babia Góra oraz Tatry… Beskid Sądecki, który jest wyższy od Mogielicy był cały czas zakryty pierzyną, jak również inne szczyty Beskidów… Lubań w Gorcach pokazał się dopiero koło 9 rano! Był to zatem 100% strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o wybór miejsca na zdjęcia.
Michał był tak zadowolony z klimatu wyprawy, że hucznie ogłosił – Był to prawdziwy „Mogielica Winter Camp”:)
Po raz kolejny przekonuje się, że upór się opłaca i częste jeżdżenie na ten sam szczyt ma sens! Przecież każdy dzień, poranek może być zupełnie inny od poprzedniego itd… Na takie warunki musiałem jednak czekać długo… niemal 20 wizyta (8 raz na wschód słońca) na tym szczycie okazała się jedną z fajniejszych wypraw w ogóle w góry i chyba najpiękniejszym wschodem słońca jakie przeżyłem w polskich górach.

REWELACJA !!! przepraszam za użycie CapsLocka ale jestem pełen podziwu
Zapraszam na masyw śnieżnika tez takie widoki !
Dziękuje bardzo, w Sudety na pewno się wybiorę – mam nadzieje nie jeden raz w tym roku:)
Powodzenia
Zjawiskowe! Gratuluję! 🙂
Dziekuje, to były widoki i wrażenia niezapomniane!