Dwa miesiące bez słońca. Tak w skrócie można opisać pogodę w lutym i styczniu. Marzenia o zimowym wschodzie słońca tej zimy, coraz bardziej zacząłem odstawiać na bok. Myśli te dotyczyły Małej Fatry na Słowacji. Okolice Vratnej, Chleba czy Stoha przyciągały. Wreszcie okazało się, że są nadzieje na pogodny poranek w górach. Po listopadowym wschodzie słońca na Wielkim Choczu, kilkoro znajomych też z niecierpliwością czekało na dogodne warunki.
Środa wieczór – w głowie sporo pomysłów, począwszy od Skrzycznego, Wielkiej Raczy a na Pieninach kończąc. Ja myślałem o Babiej Górze. Wreszcie dostaje telefon – a może by tak Stoh na Małej Fatrze? Ucieszyłem się niezmiernie. Nigdy mnie tam nie było a tym bardziej na wschodzie słońca.
Godzina 00:30 i wyjeżdżamy z Krakowa. Księżyc w pełni, lekki mróz, bezwietrznie. Pogoda była wymarzona. Po 3 godzinach ruszamy na szlak. Wielki Rozsutec i Stoh ze Stefanovej (czyli miejscowości skąd najszybciej można dostać się na wschodni grzbiet Małej Fatry), w świetle księżyca wyglądały imponująco. Stąd też szło się dobrze. Śnieg zmrożony, więc nawet stuptuty były zbędne. Brzask zastaje nas na przełęczy. Mimo szybkiego tempa nie udało się nic nadrobić. Do świtu nieco ponad godzina, uświadomiliśmy sobie, że nie mamy szans zdążyć na Stoha. Jednak przed nami widzimimy łysy szczyt znacznie niższy od naszego celu. Postanawiamy zmienić plany, zaryzykować. Idziemy na Ośnice! Jak się za chwilę okazało gdy zerknęliśmy na strzałki poniżej przełęczy. Widok z Ośnicy znałem z internetu. Pamiętałem go jako szczyt niezwykle widokowy. Naładowany optymizmem zdobywam szczyt w 20 min, mimo że szlak wskazywał 50min… Tak więc każdy z nas zdobywa szczyt w innym czasie:)
Widok cudowny. Tatry, Wielki Chocz, Magura Orawska, Niżne Tatry i Wielka Fatra. W oddali Beskid Żywiecki. Wszystko to skąpane w morzu mgieł. O to chodziło! Wyprawa udała się w 100% mimo iż Stoha nie udało się zdobyć.
